Deszczowa piosenka.

zapory_09Tradycyjnie jak zawsze w niedzielę wyjechaliśmy z gryfowskiego rynku na rowerową, przepiękna wycieczkę. Celem naszym były zapory i małe elektrownie na rzece Bóbr i spotkanie się z przesympatycznymi rowerzystami z K.G.T.R. KORBA. Oczywiście wycieczka była zaplanowana przez kolegę Jarka, jak zawsze perfekcyjnie. Ruszyliśmy z Gryfowa Śląskiego przez Proszówkę do Młyńska a z stamtąd do Rębiszowa. Dalej to już Grudza, Mała Kamienica z swoim uroczym kościołkiem, Stara Kamienica i Rybnica gdzie spotkaliśmy się z cyklistami z Jeleniej Góry i razem po pedałowaliśmy w kierunku drogi krajowej gdzie nagle skręciliśmy w polną drogę do lasu. Tam już prym wiedli nasi przyjaciele z Jeleniej Góry gdyż to już ich tereny łowieckie. Dotarliśmy do punktu widokowego Trafalgar skąd widać właśnie Jelenią jak na dłoni. Później karkołomny zjazd w dół i przez Perłę Zachodu wzdłuż rzeki Bóbr zwiedzaliśmy sobie małe elektrownie. Miejscami było niebezpieczne, mokre liście przy brzegu nie sprzyjały dynamicznej jeździe. W okolicach elektrowni Brzeszczyn złapał nasz deszcz z małą burzą która z czasem zrobiła się wielką burzą z dużą ilością wody lecącej z nieba. Założyliśmy kurtki i inne wynalazki przeciwdeszczowe ale jadąc do Barcinka byliśmy zmoczeni do ostatniej suchej nitki.

Nawet parasol zostawiony przy zamkniętym sklepie przez litościwą panią sklepową w Barcinku nie uchronił nas przed DSCF1938totalnym zamoknięciem. Tutaj rozłączyliśmy się z kolarzami z Jeleniej. Oni pojechali na Starą Kamienicę my przez Pasiecznik obraliśmy kierunek na Wojciechów. W przydrożnym przystanku autobusowym wzięliśmy maleńki oddech i skrótem pojechaliśmy na Popielówek. Nasz planista zapewniał że będzie dalej asfalt, owszem był ale tylko parę metrów dalej to już tylko polna droga zamieniona w błoto w którym miejscami stawał rower a wypłukane ostre kamienie zagrażały naszym dętkom. Dodam jeszcze że w przydrożnych kukurydzianych polach słodko baraszkowały dziki z małymi warchlakami. Stare samice niezbyt przyjaźnie patrzyły na naszą grupę rowerzystów w w dziwnych fruwających ortalionach przeciwdeszczowych od których płoszyły się nawet konie. Szczęśliwie deszcz ustał a zmoknięci do gołej skóry pomarszczonej zresztą od nadmiaru wody przez Lubomierz , Oleszną i Ubocze wróciliśmy do domu. Tam już tylko herbata z prądem i pod koc. Zapraszamy na nasze kolejne zaplanowane wycieczki.

.

Jan Wysopal

2 myśli w temacie “Deszczowa piosenka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


dwa + = 7